środa

Operacja "ropa"

Skutki wycieku ropy w Zatoce Meksykańskiej odczuje nie tylko brytyjski gigant paliwowy BP, ale cała Ameryka i przemysł naftowy na świecie. Czarny scenariusz rozleje się też na turystykę, rybołówstwo i handel nieruchomościami w Luizjanie i na Florydzie.

Wybuch wynajętej przez British Petroleum platformy wiertniczej „Deepwater Horizon” 20 kwietnia br. oznacza miliardowe straty dla amerykańskiej gospodarki. Dział energetyczny agencji ratingowej Fitch szacuje, że koszty powstrzymania wycieku i oczyszczanie okolicznych akwenów mogą przewyższyć 3,5 mld dolarów. Na tyle w 1989 r. wyceniono katastrofę tankowca Exxon Valdez u wybrzeży Alaski. Wyciekło wówczas 11 mln galonów ropy.

Naftowy patrol

Usuwanie gigantycznej plamy ropy potrwa najmniej 3 miesiące. By zahamować skutki katastrofy, zmobilizowano tysiące marynarzy Gwardii Narodowej i straży przybrzeżnej. Rząd USA zamierza obciążyć kosztami akcji ratunkowej brytyjski koncern BP oraz współpracujące z nim firmy naftowe. Dyrektor wykonawczy BP Tony Hayward obiecał pokryć w całości skutki katastrofy ekologicznej oraz wszystkie uzasadnione roszczenia związane z wyciekiem ropy. Już teraz BP wraz z partnerami eksplorującymi szyb pokrywa około 6 mln dolarów każdego dnia za próby oczyszczania zatoki. Gdy plama przemieści się bliżej wybrzeży USA, koszty gwałtownie wzrosną.

Obecnie sprawdza się techniczne możliwości powstrzymania wycieku z podwodnego szybu. Dotychczas z zatopionej platformy wyciekło do morza ok. 6 mln litrów ropy (1,6 mln galonów). Opracowanie systemu tamującego, rozpylanie środków chemicznych spowalniających rozprzestrzeniania się ropy czy budowa szybu pomocniczego to jedynie doraźne próby ratowania sytuacji. – Nigdy nie uda nam się posprzątać całej tej ropy. Bazując na wcześniej doświadczeniach w najlepszym wypadku będzie to 15 - 20%, a w najgorszym poniżej 5%. Pozostała część plamy spustoszy Zatokę Meksykańską – mówił „Rzeczpospolitej” Mark Floegel, jeden z czołowych ekspertów Greenpeace. Należy mieć więc na uwadze, że wyciek ropy przede wszystkim sieje ogromne i długotrwałe spustoszenie w środowisku naturalnym, który bez wątpienia stanowi główne bogactwo regionu. Stąd cena katastrofy będzie nieporównywalnie większa niż zakłada sztab specjalistów sugerujący się kosztami, jakie poniesiono w wyniku zatonięcia tankowców Exxon Valdez i ABT Summer.

Co powie ryba(k)

- Musimy się przygotować na najgorsze, na katastrofę o ogromnych rozmiarach - mówił w CNN Ken Salazar, minister bezpieczeństwa wewnętrznego w rządzie Obamy. Gigantycznych rozmiarów plama ropy zmusiła władze USA do wprowadzenia zakazu połowów ryb w Zatoce Meksykańskiej. Każdy miesiąc zakazu przekłada się na stratę 250 mln dolarów, gdyż rybołówstwo to jeden z największych filarów gospodarki Luizjany. Zdaniem analityka z firmy inwestycyjnej Bernstein Neal’a McMahon’a przemysł rybny i rybołówstwo w Luizjanie ogółem może stracić 2,5 mld dolarów. Rybacy wyspecjalizowani w połowach krewetek zdążyli już złożyć w sądzie pozew przeciwko BP oskarżając spółkę o znaczące zaniedbania. Tony Hayward zadeklarował, że firma pokryje wszystkie uzasadnione roszczenia. – Uruchomiliśmy już procedury odszkodowawcze. Mniejsze kwoty są wypłacane na bieżąco – oznajmił w wywiadzie dla National Public Radio.

Eksplozja platformy może także poważnie zaszkodzić plażom na Florydzie. Wpływy z turystyki skurczyłyby się wtedy o 3 mld dolarów. Bilans strat obejmie także rynek nieruchomości. Tempo wydostających się do morza 5 tys. baryłek ropy dziennie przekłada się na tempo odwoływania rezerwacji, zarówno przez turystów, jak i inwestorów. Właściciele nieruchomości, w ślad za rybakami, masowo redagują pozwy o odszkodowanie za straty powstałe w wyniku spadku wartości ich gruntów. Niestety, wykupowane przez nich standardowe ubezpieczenia nieruchomości obejmują zazwyczaj jedynie zniszczenie mienia, a nie spadek jego wartości.

Zaplamiona reputacja BP


Jeśli prace ratunkowe nie przyniosą zakładanych efektów, to codziennie z platformy może wyciekać nawet 100 tysięcy baryłek ropy. - To byłaby katastrofa gorsza od "Katriny" - twierdzi pracujący w firmie rybołówczej Russell Pratts, wspominając huragan, który 5 lat temu zabił w Luizjanie prawie 1800 osób. - Można by to było zrozumieć, gdyby to była katastrofa naturalna, ale tę klęskę sprowadzili na nas ludzie. Organizacja ochrony środowiska, Gulf Restoration Network, uważa, że BP w 100% jest odpowiedzialna za katastrofę i ma prawny obowiązek dbania o bezpieczeństwo eksploatacji. Ponadto, jak wskazuje „Independent”, BP zareagowało na zdarzenie dopiero po czterech dniach, gdy doszło do drugiego wybuchu, w wyniku którego platforma „Deepwater Horizon” zatonęła. British Petroleum, wynajmujący platformę od szwajcarskiej spółki Transocean, konsekwentnie odpiera zarzuty podkreślając, że operatorem platformy był Transocean, a w chwili wybuchu tylko 6 z 126 pracowników było zatrudnionych przez BP.

„Wall Street Journal” ogłosił, że zdaniem rządowych ekspertów zawory awaryjne wykorzystywane przez BP już 6 lat temu nie spełniały standardów bezpieczeństwa. Pożar w rafinerii BP w Teksasie w 2005 r., podczas którego zginęło 15 osób, a rannych zostało 180, tylko potwierdził niewystarczające procedury bezpieczeństwa. Nic więc dziwnego, że 2 lata później obejmujący stanowisko prezesa BP Hayward, za priorytet przyjął skoncentrowanie się na niezawodności w przeprowadzanych operacjach. Wskaźniki bezpieczeństwa w British Petroleum faktycznie wystrzeliły w górę, równolegle do wyników finansowych. Wydawać by się mogło, że historia dokonań nowego „przezornego” prezesa nie może budzić zastrzeżeń. Niestety, wprowadzone przez Haywarda przepisy bezpieczeństwa nie wymagały dodatkowego zabezpieczenia, tzw. wyłącznika akustycznego, który był bezpośrednią przyczyną katastrofy z 20 kwietnia br.

Pierwszy kwartał 2010 r. przyniósł firmie rekordowe zyski. Na ironię losu zakrawa fakt, że zdarzenie z drugiego kwartału będzie wymagało od BP słonych wydatków i usilnej walki nie tylko z opanowaniem wycieku, ale także z odbudowaniem reputacji (która została już raz nadszarpnięta przez katastrofę w Teksasie). - British Petroleum desperacko próbuje nie tylko powstrzymać falę ropy zmierzającą w stronę wybrzeży Luizjany, ale także uśmierzyć przybierającą na sile polityczną burzę, która wymiotła miliardy funtów z wyceny akcji koncernu - napisał brytyjski dziennik "Guardian". Tuż po katastrofie rynkowa wycena akcji BP zmniejszyła się o 12 mld funtów, co stanowi 14% jej giełdowej wartości. Warto dodać, że paliwowy koncern obecnie jest największą spółką notowaną na londyńskiej giełdzie. Notowania szwajcarskiej spółki Transocean w tym samym czasie spadły o 20%.

Czarna przyszłość

Kolejnym pośrednim skutkiem katastrofy jest rosnąca cena kontraktów futures na ropę WTI z dostawą w 2018 r., która przebiła najwyższy poziom tego kontraktu od 20.01.2010 – 100 dolarów za baryłkę. Notowania na nowojorskiej giełdzie surowcowej NYMEX mogły ukształtować się na wskutek wypowiedzi Baracka Obamy, który obwieścił, że nowe zezwolenia na wydobycie ropy przy amerykańskim wybrzeżu nie będą wydawane do czasu gruntownego zbadania przyczyn wybuchu „Deepwater Horizon”.
Jak wynika z powyższego bilansu, nie tylko plama ropy zatacza coraz szersze kręgi. Wyciek ropy napędza spirale kosztów BP, ale także odbiera zyski niemal całemu południowemu wybrzeżu USA. Brytyjski koncern musi liczyć się z faktem, że jego renoma znacznie ucierpiała oraz, że oprócz pokrycia kosztów usuwania ropy, będzie zmuszony zapłacić także parę kolejnych miliardów odszkodowań i kosztów prawnych.

1 komentarz:

  1. świetnie ujęłaś całe sedno sprawy. Ciekawe czy to nie początek końca BP, gdyż raczej nie poradzi sobie w uregulowaniu wszystkich odszkodowań. Pokłosiem całej sprawy może być kołysanie na londyńskiej giełdzie, no i ekoterroryści dostaną kolejny powód do swoich protestów.

    OdpowiedzUsuń