wtorek

Grecki wirus?

30 mld euro w tym roku, pozostałe 80 do 2012 r. – tyle udźwignie pomocna dłoń strefy euro dla Grecji. Nie wiadomo jednak jak silne jest greckie postanowienie poprawy i czy europejskie kraje nie zarażą się greckim wirusem.

Ceną za wsparcie mają być drastyczne reformy budżetowe, do których pod naciskiem Międzynarodowego Funduszu Walutowego, Komisji Europejskiej i Europejskiego Banku Centralnego zobowiązała się Grecja. Nie dość, że musi zredukować deficyt budżetowy o 11% w przeciągu 4 lat (z 13,6% PKB w ub.r. do 2,6% w 2014 r.), to jeszcze może nie wyplątać się ze „spirali śmierci”, która będzie się nakręcać poprzez koszty zaciągania pożyczek z pakietu ratunkowego (odsetki rzędu 5%). Popyt na greckie obligacje (26- i 52- tygodniowe) przekroczył ofertę (z rentownością ponad dwukrotnie większą niż w styczniu) siedmiokrotnie i tym samym, euro zyskiwało wobec dolara. Trzeba pamiętać jednak, że aukcyjna ruchliwość była wynikiem krótkotrwałego przeświadczenia, że grecki rząd na wskutek złapania liny ratunkowej jest w stanie przeskoczyć ryzyko bankructwa.

EBC wierzy w Grecję, Europa nie wierzy w EBC

Największą ofiarą pakietu ratunkowego jest EBC, które zamiast utrzymywać autonomię, przytuliło się do polityki fiskalnej. EBC powinno sterylizować efekty interwencji i zakupy, a nie wspierać obligacje rządowe w finansowych opałach zajmując się zapewnianiem płynności dla greckiego długu rządowego oraz opodatkowując prywatnych kredytobiorców ze strefy euro. EBC narusza w ten sposób dwie kardynalne zasady Traktatu z Maastricht, stanowiące, że -po pierwsze- każdy kraj ma sam odpowiadać za swoje finanse i - po drugie - bank centralny jest niezależny od rządów. Zejście ze ścieżki cnoty może skutkować latami ciężkiej pracy dla EBC, aby odzyskać wiarygodność.

Tonący chwyta się brzytwy

Grecki rząd zdaje się odwzajemniać sympatię EBC i obiecuje spłacić pożyczkę co do eurocenta. – Będziemy respektować nasze zobowiązania, tak jak respektowaliśmy wszystkie inne dotychczas – zadeklarował minister finansów Jeorjos Papakonstantinu. Znienawidzone przez poszkodowanych Greków ministerstwo zapowiedziało ostre cięcia oszczędnościowe, w tym m.in. rezygnację z 13. i 14. pensji w sektorze publicznym dla zarabiających powyżej 3 tys. euro miesięcznie i ograniczenie dodatkowych pensji do 1 tys. euro dla zarabiających mniej. Ostrzyżone o 8% zostaną również różnego rodzaju dodatki i świadczenia w budżetówce. Stawka VAT wzrośnie o 2% (z 21 do 23%), z kolei Grecy będą zmuszeni pracować dłużej by uzyskać pełne świadczenia emerytalne oraz zapłacić za papierosy i alkohol o 10% więcej. – Ambitne dostosowania budżetowe i szerokie reformy strukturalne przewidziane przez program są odpowiednie dla osiągnięcia celu – napisano w oświadczeniu usatysfakcjonowanego i zauroczonego programem oszczędnościowym EBC.

Opłakana przyszłość i gaz łzawiący

Troski strefy euro o stabilność wspólnej waluty nie podzielają greccy związkowcy, którzy w pochodzie pierwszomajowym protestowali przeciwko zapowiadanym przez rząd krokom oszczędnościowym. Jedna z największych central związkowych zrzeszająca ponad 375 tys. urzędników państwowych Adedy wraz z inną centralą GSEE wzywa do strajków i uparcie apeluje o zablokowanie „antysocjalnych” metod ogłoszonych przez greckie władze w zamian za międzynarodową pomoc finansową. – Coraz silniej się mobilizujemy (…) możemy wciąż powstrzymać upadek kraju, zablokować te drastyczne środki – wierzą zdeterminowani protestujący.

Wygląda na to, że wśród Greków niestety nie ma poczucia, że potrzebne są zmiany, nawet, gdy konieczne będą dotkliwe wyrzeczenia. Grecja powinna była przełknąć decyzję o zwróceniu się o pomoc znacznie szybciej, a nie ryzykować katastrofą. Brak woli współpracy z jej strony poskutkował kłopotami nie tylko Grecji, ale i całej Unii. W konsekwencji, rynki pokazały swoją dezaprobatę dla programu ratunkowego. Zapewne z obawy, że Grecja nie będzie w stanie wdrożyć programu naprawczego, a nawet jeśli – to nie uchroni ją to przez niewypłacalnością. Nic dziwnego, że kraje euro miały olbrzymią ochotę pokazania Grekom, że powinni ponieść konsekwencje swojej polityki finansowej i życia ponad stan.

Grecja zaraża

Dyskusje dotyczące rozlewania greckiego kryzysu na kolejne peryferyjne kraje UE należy jak najszybciej zamienić na funduszowe pogotowie. Takie, które zasilane finansowym zastrzykiem (np. z EBC) ratowałoby w razie finansowej zapaści kraje takie jak Hiszpania, Portugalia, Włochy i Irlandia. – Chodzi o to, by zapewnić rynki finansowe o zdecydowanych działaniach opartych na silnych fundamentach, jakie podejmiemy w przyszłości – tłumaczy dyplomata, który zastrzegł sobie anonimowość. Szef EBC Jean – Claude Trichet zdaje sobie sprawę, że strefa euro doczekała się kryzysu systemowego, który niesie ze sobą konieczność pomocy wszystkim potencjalnym kandydatom. Zdaniem francuskiego banku BNP Paribas, Europa pomagając Grecji będzie musiała wydać co najmniej 320 mld euro, aby plan pomocy odniósł sukces, odstraszył spekulantów i uspokoił panikujących właścicieli obligacji.

Trafiony zatopiony

Laureat ekonomicznego Nobla Paul Krugman uważa, że to nie Grecja, ale Hiszpania jest obecnie największy zagrożeniem dla strefy euro. Hiszpańska gospodarka jest czterokrotnie większa niż grecka, a jej udział w europejskim PKB to blisko 12%. Całe szczęście nie przeraża nas jeszcze olbrzymi włoski dług publiczny (sięgający 236% PKB), jednakże w wyniku szoku, jaki zafundowała Europie Grecja (tylko do czasu fałszując dane starając się o przyjęcie do unijnej elity), coraz częściej spekuluje się o problemach krajów położonych wokół śródziemnomorskiego basenu. Gigantyczne programy inwestycyjne mające swoje odzwierciedlenie w zadłużaniu sektora publicznego czy przeradzaniu nadwyżki budżetowej w niepokojący deficyt, obecnie wymagają rządowych planów ratunkowych, które najprawdopodobniej nie powiodą się bez finansowej pomocy europejskiej wspólnoty.

Grecja odbierze Polsce?

Polska zaangażowała się do pomocy Grecji na zasadzie case by case, czyli np. w sytuacji gdyby okazało się, że Międzynarodowy Fundusz Walutowy wyda wszystkie środki, którymi dysponuje. Podobnie jak Szwedzi, uaktywnimy się, gdy w naszej opinii wymagać tego będzie interes narodowy i interes wspólny Europy. Ponieważ Polska jest największym beneficjentem unijnych funduszy pomocowych w budżecie 2007 – 2013, powinniśmy poczuć się do moralnego obowiązku dbałości o strefę euro i stabilność rynków walutowych. W opinii unijnego komisarza ds. budżetu Janusza Lewandowskiego nie należy mieć także wątpliwości, że grecki kryzys wpłynie negatywnie na przyszły budżet UE, a przez to utrudni negocjacje w 2011 r., gdy będą zapadały decyzje o perspektywie finansowej na lata 2014 – 2020. Miejmy tylko nadzieję, że nie dojdzie do reakcji łańcuchowej i nie będą konieczne cięcia w funduszach strukturalnych, które przecież działają antykryzysowo.

1 komentarz:

  1. Postępowanie Grecji jest dobrym przykładem na zobrazowanie "niewinnego, gospodarczego oszustwa", o którym piszę na moim blogu. Jak się okazuje każde kłamstwo ma krótkie nogi i w końcu wyjdzie na jaw rujnując nie tylko gospodarkę kłamcy, ale także okłamanych.

    OdpowiedzUsuń